Diariusz Senatu RP, spis treści, poprzedni fragment, następny fragment


Oświadczenia

Po wyczerpaniu porządku dziennego 30. posiedzenia senator Zbigniew Kruszewski wygłosił oświadczenie skierowane do ministra ochrony środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa:

Jeszcze w 1991 r. Sejm podjął uchwałę w sprawie polityki ekologicznej państwa. Od tej pory w polskiej gospodarce kryteria ekologiczne miały uzyskać równorzędną rangę z kryteriami ekonomicznymi. Na podstawie tej uchwały powstał w 1995 r. krajowy program zwiększenia lesistości. Odpowiednie programy powstawały w gminach, rejonach i ówczesnych województwach. Dawały one nadzieję właścicielom gruntów o niskiej bonitacji gleby na właściwe zagospodarowanie powierzchni nieprzydatnych do produkcji rolnej.

W latach 1994-1998 na terenie byłego województwa płockiego zalesiono w ramach realizacji tego programu ponad pięćset czterdzieści hektarów gruntów, nie będących własnością skarbu państwa. Dotychczas środki na ten cel przeznaczał budżet państwa. Pozyskiwano je także z wojewódzkiego funduszu ochrony środowiska i gospodarki wodnej. Wraz z wprowadzeniem reformy administracyjnej państwa obowiązek dalszej realizacji gotowych programów zalesień spoczywa na powiatach. Niestety, z informacji, jakie posiadam, wynika, że w ich budżetach nie przewidziano środków na ten cel.

Zwracam się wobec tego do pana ministra z prośbą o informację w tej sprawie, a w szczególności o odpowiedź na następujące pytania.

Po pierwsze, dlaczego w projekcie budżetu powiatu płockiego nie ma środków na dalszą realizację wspomnianego przeze mnie programu rządowego i czy środki te są w projektach budżetów innych powiatów?

Po drugie, jak rząd zamierza realizować gotowy program zalesień, aby przeciwdziałać procesom degradacji powierzchni ziemi, poprawić warunki klimatyczne oraz warunki życia ludności?

Po trzecie, czy resort i rząd mają świadomość, że odstąpienie od zalesień w bieżącym roku z powodu niezabezpieczenia środków budżetowych na ten cel będzie wpływać negatywnie na odczucia społeczne, związane z wprowadzeniem reformy w państwie?

Oświadczenie drugie kieruję do ministra finansów oraz ministra spraw wewnętrznych i administracji.

Starostowie dwóch powiatów: płockiego ziemskiego i kutnowskiego zwrócili się do mnie z prośbą o interwencję w sprawie stwierdzonych wad w projektach budżetów obu tych powiatów. Wiadomo mi, że problemy, podobne do tych przedstawionych za chwilę, ma także powiat sierpecki.

Zastrzeżenia starosty powiatu płockiego dotyczą niedoboru środków w dziesięciu działach.

Często są to niedobory znaczne, co uniemożliwi, jeśli nie zostanie skorygowane, realizację zadań przypisanych powiatowi. Działy te to: rolnictwo, leśnictwo, transport, gospodarka mieszkaniowa, oświata i wychowanie, kultura i sztuka, opieka społeczna, administracja państwowa, bezpieczeństwo publiczne.

W projekcie budżetu powiatu kutnowskiego po stronie dochodów nie przewidziano w ogóle działów, takich jak kultura i sztuka oraz kultura fizyczna i sport. Nie uwzględniono też konieczności powołania w starostwie wydziałów i etatów do obsługi nowych zadań, których realizację przypisano powiatowi.

Zdziwienie i niepokój budzi fakt, że dochody powiatu płockiego zostały drastycznie zmniejszone i że zawierają się w granicach niższych niż w projekcie z sierpnia 1998 r., przygotowanym jeszcze przez wojewodę płockiego.

W budżecie powiatu kutnowskiego, wśród wielu innych zastrzeżeń, zaniepokojenie budzi zaplanowanie wydatków dla starostwa na poziomie wydatków byłego urzędu rejonowego. A przecież zadania i kompetencje powiatu są nieporównywalnie większe niż zadania, jakie realizował ten urząd. W wydatkach nie uwzględniono w ogóle kosztów związanych z funkcjonowaniem rady powiatu kutnowskiego.

Nie muszę przypominać, że przy każdej okazji autorzy i realizatorzy reformy administracyjnej zapewniali zarówno parlament, jak i społeczeństwo, że jej podstawowym celem jest przekazanie władzy samorządom - władzy, a więc zarówno zadań, jak i kompetencji. Ale za tym miały iść także pieniądze umożliwiające ich realizację. Tymczasem stan obecny potwierdza obawy opozycji, głośno artykułowane przy wprowadzaniu reformy, że jej istota będzie polegała na przekazaniu samorządom przez władze państwowe jedynie kłopotu. Tak to, niestety, dziś wygląda w Polsce powiatowej.

Szczegółowe zastrzeżenia do projektu budżetów powiatu płockiego i kutnowskiego obaj starostowie przesłali do ministra finansów, a starosta powiatu kutnowskiego także do ministra spraw wewnętrznych i administracji. Zwracam się do szefów tych resortów, jednocześnie wicepremierów polskiego rządu, o pilne zbadanie zawartych w pismach starostów uwag i protestów i o takie załatwienie sprawy, aby kierowanie pracą powiatów i realizacja ciążących na nich zadań stały się możliwe.

Ostatnie swoje oświadczenie chcę skierować do ministra zdrowia i opieki społecznej.

Proszę o wyjaśnienie, ile kosztują nasze społeczeństwo kasy chorych wraz z ich oddziałami w skali całego kraju?

Zwracam się również z prośbą o podanie wysokości średnich miesięcznych zarobków wraz ze wszystkimi dodatkami oraz maksymalnych wynagrodzeń pracowników kas chorych i ich dyrektorów, a także dyrektorów szpitali i zakładów opieki zdrowotnej. Pytania te wynikają z bulwersującej opinii na ten temat, jaka funkcjonuje w środowisku lekarskim i w społeczeństwie, szczególnie zaś wśród ludzi biednych, emerytów i rencistów.

* * *

Senator Janusz Bielawski swe oświadczenie skierował do Leszka Balcerowicza, wicepremiera i ministra finansów:

Wielce Szanowny Panie Profesorze!

Słuchając pana wypowiedzi, wygłoszonej na dwudziestym dziewiątym posiedzeniu Senatu, a także po przeczytaniu zamieszczonego we "Wprost" nr 5 artykułu pod tytułem "Worek bez dna", pod którym widnieje pana nazwisko, dochodzę do wniosku, że jest pan obsesyjnie przywiązany do poglądu, że przyczyną rosnącego zadłużenia i deficytu w resorcie ochrony zdrowia jest olbrzymie marnotrawstwo, a obecne nakłady na służbę zdrowia są wystarczające. Argumenty udowadniające tę tezę są dobierane selektywnie, mówi się bowiem tylko o tych, które mają uzasadnić ten punkt widzenia, o pozostałych zaś - milczy.

Często nakłady z budżetu na ochronę zdrowia są przedstawiane w postaci procentowej części produktu krajowego brutto. Według moich wiadomości, wynosiły one 4,5% w roku 1997, a w roku ubiegłym - 4%. Tymczasem, pisząc we "Wprost", udowadnia pan, że nie jest tak źle, bo "rozmiar szarej strefy w sferze usług medycznych oszacowano w 1997 r. na 3-3,4% PKB. Jeśli zsumujemy te nieoficjalne nakłady z wydatkami budżetu, to okaże się, że na służbę zdrowia przeznaczamy 7-7,4% PKB, to jest więcej niż w Danii i w Wielkiej Brytanii.

Jak z tego wynika, jest byczo! Tylko na jakiej podstawie oszacowano, że większość nieoficjalnych nakładów wynosi akurat 3,4% PKB? Nie bardzo wiadomo, czy na zasadzie, że takie jest powszechne przekonanie, czy też może pod każdym biurkiem lekarza siedzi wywiadowca z Ministerstwa Finansów.

Pod koniec maja ubiegłego roku brałem udział w konferencji zatytułowanej "Polityka zdrowotna w Wielkiej Brytanii i w Polsce - wczoraj, dziś i jutro". Wykładowcami byli pracownicy naukowi z Instytutu Zdrowia Publicznego Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie oraz SHARR - Szkoły Zdrowia z Uniwersytetu w Sheffield. Porównując systemy służby zdrowia w Polsce i w Wielkiej Brytanii, dr Whitfield podał, że średnia wysokość nakładów na ochronę zdrowia w Europie wynosi 8,9% PKB.

Coś się tu nie zgadza. Chyba że jest to tak jak w szmoncesowym dowcipie o konkursie na stanowisko głównego księgowego. Kandydatów pytano, ile jest dwa razy dwa. Wygrali nie ci, którzy odpowiedzieli prawidłowo, ale ten, który zapytał: a ile ma być? A zatem ma być tyle, ile potrzeba do podbudowania przedstawionej tezy.

Twierdzi pan, że "w ramach naszych finansów publicznych przeznaczono ogromne kwoty na służbę zdrowia" i że na bieżący rok sumy planowane na ten cel są wyższe nominalnie o 14% w porównaniu z rokiem ubiegłym. Tyle teorii. Ale jak to pogodzić z praktyką, kiedy szpitale podpisują kontrakty z kasami chorych na kwoty stanowiące 60-70% kwot preliminowanych w ubiegłym roku? Jak te szpitale właściwie mają działać i gdzie są wreszcie te ogromne kwoty?

Pogląd prezentowany przez Ministerstwo Finansów o rujnującym budżet resortu ochrony zdrowia wpływie wielkości dopłat do leków dla uprawnionych nabiera wręcz oficjalnego charakteru. Jest to używane jako koronny dowód marnotrawstwa.

W dwudziestym trzecim numerze "Polityki" z czerwca 1998 r. ukazał się artykuł Pawła Walewskiego pod tytułem "Leczenie wstrząsem", w którym został zrelacjonowany poufny list wysłany przez pana do ministra zdrowia o marnotrawstwie w jego resorcie. Pisząc o dopłatach do leków, Paweł Walewski opiera się również na tym, co mu powiedział pan Rafał Zagórny, wiceminister finansów, i stwierdza, że dopłaty do leków od 1992 r. wzrosły o 470%, a konsumpcja o 1/3. Z kolei we "Wprost" twierdzi pan: "Znacznie szybciej rośnie zadłużenie z tytułu refundacji leków. W 1996 r. wynosiło 0,98 miliarda, w 1997 r.- 1,27 miliarda, a w 1998 r. - 2,7 miliarda zł". I dodaje pan na końcu retoryczne pytanie, kto na tym korzysta? Zapewne to lekarze, którzy zapisują lek droższy, lek modny, mają w tym interes, a i pacjenci wolą lek importowany, bo uważają, że lepiej działa. Być może istnieje spisek lekarzy i pacjentów, którzy chcieliby być leczeni zgodnie z aktualnym stanem wiedzy medycznej.

Taki sposób wyciągania wniosków, jak sądzę, z sumiennego opisu stanu faktycznego nie ma nic wspólnego z rzetelnością, a jeszcze mniej ze znajomością realiów ochrony zdrowia. Przypomina raczej dowcip w uczonym profesorze, który badał fizjologię pcheł. Obiektem eksperymentu była artystka z pchlego cyrku. Gdy wydano jej polecenie skacz - skakała. Gdy badacz wyrwał jej jedną nogę i wydał polecenie skacz - skoczyła, tyle że niżej. Kiedy wyrwano jej wszystkie nogi nie skoczyła po wydaniu komendy. Wniosek - pchła ogłuchła, nie spełnia poleceń.

A przecież od 1992 r. leki drożały wielokrotnie szybciej iż benzyna. Leki importowane drożały choćby tylko z powodu zmiany kursu dewiz. Leki krajowe również z powodu wzrostu cen importowanych komponentów, na co miał wpływ nie tylko kurs dewiz, lecz także podatek VAT i podatek graniczny, a o tym, będąc ministrem finansów, wie pan przecież doskonale.

Pragnę przytoczyć w tym miejscu fragment mojej wypowiedzi z tej trybuny po pana wystąpieniu w Senacie: "Gdyby pan premier Balcerowicz przykleił sobie brodę, włożył kufajkę, stanął incognito w aptece i posłuchał, co mówią ludzie, którzy nie są w stanie wykupić leków i proszą farmaceutę o to, żeby dał im lek tańszy aniżeli ten, który zapisał lekarz, bądź wykupują tylko połowę leku przeznaczonego na kurację, to wtedy pan premier miałby pojęcie o tym, jak to w rzeczywistości wygląda".

Po ostatniej podwyżce cen leków, jaka miała miejsce 1 stycznia bieżącego roku, i zmianie zasad refundacji, grono obywateli, dla których nabycie leków staje się poważnym problemem ekonomicznym, gwałtownie wzrośnie.

I jeszcze jeden problem, o którym pan pisze we "Wprost". "Inny, popularny i kosztowny dla podatników specyfik: Detralex-tonik, poprawiający krążenie krwi. Specjaliści z Wielkiej Brytanii uważają, że lepsze efekty daje zwykła opaska uciskowa. "Brzmi to bardzo optymistycznie, że profesor ekonomii zabiera się do leczenia zespołu pozakrzepowego albo zakrzepicy żył głębokich kończyn dolnych według zasady, która przyświeca całej tej reformie ochrony zdrowia - byle taniej. A jak przeciętny czytelnik wspomnianego artykułu rozumie określenie "detralex-tonik"? Tonik, w rozumieniu większości społeczeństwa, nie tylko czytelników "Wprost", to preparat kosmetyczny, służący do przemywania skóry, podczas gdy Detralex to tabletki mające określone miejsce w leczeniu chorób żył. A jaka z tego wieje groza i jaki świetny dowód na gigantyczne marnotrawienie pieniędzy podatników. Przypomina mi się w tym miejscu wierszyk Jana Brzechwy napisany w latach pięćdziesiątych:

"Obuchem po łbie człowiek dostaje

gdy czyta takie elukubracje.

Kto bez biletu jedzie tramwajem

Ten niszczy Polskę i Demokrację".

W swoim wystąpieniu w Senacie obiecał pan, że w razie potrzeby zostaną przedstawione dokładne wyliczenia nakładów na reformę służby zdrowia. Proszę o to uprzejmie.

Proszę również o wiadomość, na co zostaną zużyte sumy z powiększenia budżetu służby zdrowia o 14%. Jeżeli jednak w dalszym ciągu miałoby to być uprawianie sofistyki, to niech te pytania pozostaną pytaniami retorycznymi.

* * *

Senator Marian Żenkiewicz wygłosił dwa oświadczenia:

Pierwsze składam na ręce pani Hanny Suchockiej, ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego.

Niewiele jest zdarzeń tak bulwersujących opinię społeczną jak te, w których osoby stające w obronie ofiar napadów i przemocy lub odpierające bezprawne ataki na ich zdrowie, miernie i życie same później stają się niekwestionowanymi ofiarami naszego wymiaru sprawiedliwości. W tym kontekście należałoby użyć raczej wyrażenia "systemu niesprawiedliwości". Bo czy można uznać za sprawiedliwy system, w którym obywatel broniący się przed uzbrojonym bandytą wtedy, kiedy ten wtargnął na teren jego posesji, sam później musi spędzić w areszcie dziewięć miesięcy, aby w końcu zostać uniewinnionym? Czy sprawiedliwy jest system, w którym osoba stająca w obronie poniewieranego i bitego inwalidy staje później sama przed sądem jako oskarżona o udział w bójce? Czy sprawiedliwy jest system, w którym mężczyzna broniący się przy użyciu noża przed kilkoma napastnikami przypadkowo pozbywa życia jednego z nich i w efekcie już od ponad pół roku przebywa w areszcie? Podczas gdy na wolności pozostają liczni gangsterzy, o których czynach przestępczych powszechnie wiadomo, ale organy ścigania nie potrafią znaleźć formalnych podstaw do ich aresztowania.

Dopóki osoby stające w obronie napadniętych lub same odpierające ataki bandytów, nawet jeśli efektem tego będzie śmierć bandyty, będą traktowane przez wymiar sprawiedliwości jak zwykli przestępcy, dopóty nikt i nigdzie w naszym kraju nie będzie mógł liczyć na pomoc drugiego człowieka. Sądy i prokuratury muszą bezwzględnie brać to pod uwagę. Nie wolno w jednakowy sposób traktować przestępcy i ofiary, nawet jeśli ta ofiara w obronie koniecznej zada przestępcy śmiertelny cios. Nie wolno skazywać uczciwych obywateli na wieloletnie areszty tylko dlatego, że aktywnie stawali w obronie innych lub sami bronili się przed napastnikiem.

Dlatego zwracam się do pani minister o przeprowadzenie, w porozumieniu z prezesem Sądu Najwyższego i z ministrem spraw wewnętrznych i administracji, szczegółowej analizy tych wszystkich zdarzeń, w których dochodziło do oskarżania lub czasowego pozbawiania wolności osób będących ofiarami napadów lub agresji, a także osób, które stawały w obronie innych obywateli. Efektem takiej analizy powinny być wspólne ustalenia co do sposobu i zasad postępowania wszystkich organów w takich sprawach. Jednocześnie należy uchylić areszty w stosunku do tych, którzy znaleźli się w nich w wyniku omawianych wyżej sytuacji.

Należy również doprowadzić do zadośćuczynienia w stosunku do osób, które niesłusznie były oskarżane i aresztowane. Obrona przed napastnikiem musi być niekwestionowanym prawem każdego obywatela. Niezależnie od skutków takiej obrony należy zawsze pamiętać, że to napastnik jest pierwotną przyczyną takich zdarzeń. Napastnik, który łamie prawo, narusza podstawowe dobra innego człowieka. Ten, kto się broni nie może ponosić konsekwencji z tytułu bezprawnych działań napastnika. Nie może być później ofiarą błędnych działań policji, prokuratury, a w efekcie czasem i sądu.

Dlatego zwracam się również do pani minister o przeanalizowanie w tym aspekcie dotychczasowych norm prawnych i spowodowanie podjęcia przez rząd inicjatywy odpowiednich działań legislacyjnych, które stanowiłby skuteczną barierę zapobiegającą represjonowaniu osób działających w szeroko pojętej obronie koniecznej.

Wyrażam nadzieję, że pani minister zechce szczegółowo przeanalizować przedstawione problemy i podjąć odpowiednie działania, które są konieczne ze względu na poszanowanie podstawowych norm sprawiedliwości społecznej.

Drugie oświadczenie (...).kieruję do pana ministra Janusza Tomaszewskiego.

Pragnę przypomnieć, że 18 grudnia skierowałem do pana ministra oświadczenie, w którym domagałem się przeanalizowania zasad wynagradzania pracowników zatrudnionych na stanowiskach kierowniczych w organach samorządowych. Napisałem wówczas, że dla przeciętnego obywatela nie jest zrozumiałe to, iż osoby sprawujące funkcje kierownicze, samorządowe w gminach czy miastach mogą mieć płace znacznie wyższe niż wojewodowie, ministrowie, premier, a nawet prezydent Rzeczypospolitej Polskiej. Rodzi to plotki, pomówienia i różnego rodzaju zarzuty, które trudno jest zweryfikować.

Sytuacje takie zdarzają się również obecnie, podczas ustalania wynagrodzeń dla nowych władz samorządowych. Są to zjawiska negatywne i, aby je wyeliminować, muszą zostać podjęte odpowiednie działania w skali całego kraju.

W związku z tym zwróciłem się do pana ministra o - cytuję - przeanalizowanie tego zjawiska i podjęcie odpowiednich działań legislacyjnych celem zmiany tego stanu rzeczy. Po półtora miesiąca otrzymałem od pana ministra odpowiedź, w której bardzo szeroko informuje mnie o tym, jakie są zasady wynagradzania pracowników samorządowych, powołując się na znaną ustawę z 20 marca 1990 r.

Oświadczam panu ministrowi, że ten tryb odpowiedzi jest dla mnie nie do przyjęcia. Otóż znam doskonale postanowienia tej ustawy, a treścią mojego wystąpienia z 18 grudnia była chęć spowodowania istotnych zmian w tym zakresie. Praktyka ostatniego miesiąca dowiodła, że miałem wówczas rację. Z własnego regionu wiem, że mnożą się liczne protesty przeciwko tak zwanej samowoli władz samorządowych w zakresie ustalania swoich wynagrodzeń.

Dlatego ponownie zwracam się do pana ministra Tomaszewskiego o to, żeby zechciał poważnie potraktować to oświadczenie i podjąć odpowiednie działania, które w przyszłości zapobiegną tego typu niezwykle szkodliwym systemom społecznym.

* * *

Senator Ireneusz Michaś przedstawił trzy oświadczenia:

Reorganizacja państwa to zlikwidowanie czterdziestu dziewięciu byłych województw, a utworzenie szesnastu. To są pozory, bo w pozostałych trzydziestu trzech pozostać mają i pozostają filie urzędów wojewódzkich.

W Ciechanowie pozostaje dziewięć wydziałów o mniej więcej takich tytułach: organizacji nadzoru, spraw społecznych, obywatelskich, promocji i inspekcji, geodezji, rolnictwa, finansów, prawny, nadzoru informacji, rozwoju gospodarczego. Zatrudnionych tam będzie osiemdziesięciu, dziewięćdziesięciu ludzi. Dodatkowo proponuje się pozostawienie zakładu obsługi, ale rozumiem, że zakład utrzyma się sam i będzie samowystarczalny. Ale tych osiemdziesiąt, dziewięćdziesiąt osób to będą urzędnicy państwowi. Pojawia się pytanie: po co taki twór pozostaje?

Przecież miała być decentralizacja władzy, a tutaj tej decentralizacji nie widać. Jakie będą kompetencje tego urzędu, ile to będzie kosztowało podatnika i czy na taki twór wyraża zgodę społeczeństwo? Jest też jeszcze jedno zagadnienie: kto tam będzie pracował? Myślę tu o kwalifikacjach, bo z tego, co widzę, zwolniono lub zwalnia się wszystkich ludzi merytorycznie przygotowanych i kompetentnych, którzy nie mają dobrego pochodzenia. Może to będzie następny twór kontrolujący i nadzorujący, tylko kogo i po co? Sądzę, że nie brakuje już instytucji, które z pieniędzy otrzymanych z budżetu państwa będą kontrolowały samorządy.

Moim zdaniem, takie filie są zbędne i niepotrzebne, a przynajmniej dzisiaj w takim wymiarze. Wydaje się, że te pieniądze, które mają być przeznaczone na urzędników w trzydziestu trzech województwach, przydałyby się rolnictwu, a może innym działom. Proszę prezesa Rady Ministrów o wyjaśnienie sprawy.

I oświadczenie drugie. Zarząd Organizacji Związków Zawodowych i Stowarzyszenia Ogrodniczego oraz Grup Producentów działających przy Hortex Holding SA Oddział Przetwórstwa Owocowo-Warzywnego w Płońsku zwraca się do mnie o podjęcie interwencji w związku z zamiarem likwidacji wydziału produkcji soków oraz ograniczenia produkcji mrożonek owocowo-warzywnych, a co za tym idzie, z likwidacją około dwustu pięćdziesięciu stanowisk pracy w naszym zakładzie i pozbawieniem ponad sześciuset producentów, czyli rolników, możliwości zbycia swoich produktów. Pomysł likwidacji wydziałów soków dotyczy również zakładów w Górze Kalwarii, Środzie Wielkopolskiej i Leżajsku. Ograniczenie produkcji mrożonek dotyczy natomiast zakładów w Pszysusze, Środzie Wielkopolskiej i Siemiatyczach. Realizacja tych pomysłów doprowadzi do likwidacji około dwóch tysięcy miejsc pracy w kraju, pozbawi kilka tysięcy rolników możliwości produkcji warzyw i doprowadzi do ruiny pracujących na majątku trwałym.

Jednocześnie informuję, że zarząd spółki zobowiązał się wobec władz miasta Płońska do zainwestowania w zakład ponad 20 milionów zł i do utworzenia siedemdziesięciu nowych miejsc pracy. Stan rzeczywisty jest zupełnie inny. Od września 1997 r. do chwili obecnej zredukowano kilkadziesiąt miejsc pracy i prowadzi się dalszą likwidację zakładu.

Trzecie oświadczenie, skierowane do prezesa Rady Ministrów, senator złożył do protokołu posiedzenia:

W ostatnich tygodniach, po ostrych protestach rolników i innych grup społecznych, tematem dnia dla opinii publicznej, mediów i polityków - co ciekawe zarówno tych z lewej, jak i z prawej strony sceny politycznej - był i ciągle jeszcze jest problem wysokich zarobków urzędników samorządowych, problem, który wzburzył i zszokował wszystkich. Wszędzie zadawane jest pytanie, czy godzi się tak znacznie podnosić ich zarobki, podczas gdy zmniejsza się wzrost gospodarzy, rośnie i rosnąć będzie bezrobocie, a wokół panuje nędza. Czy obowiązują tu zasady współżycia społecznego, nie mówiąc o etyce i moralności, czy też kulturze politycznej.

Podczas rozmów i spotkań wyborcy wskazują, iż wynagrodzeniami urzędników samorządowych nie rządzą żadne zasady, a przecież powinny one zależeć od zakresu obowiązków i odpowiedzialności. Tymczasem dziś dochody urzędników zależą wyłącznie od ich siły politycznej, od wyników wyborów samorządowych i najmniejszego znaczenia nie ma fakt, czy w regionie wygrała lewica czy prawica.

Powszechna jest opinia, a nawet reguła, że władza powinna być tak zamożna jak rządzona społeczność. Tak jest przecież w krajach, gdzie władze lokalne naprawdę przestrzegają zasad współżycia społecznego, a ich dochody zależą od przeciętnego dochodu mieszkańców regionu, stopy bezrobocia, wysokości zasiłku z pomocy społecznej itp.

Podkreśla się, że zjawiska występujące w naszym kraju można określić słowami "władza dla władzy". Dochody na tak wysokim poziomie mogą sobie ustalać prywatni przedsiębiorcy, bo oni biorą ze swojego, nie zaś z podatków od ogółu obywateli.

Dziś wyraźnie widać, iż reforma administracyjna miast poprawić działanie władzy, ograniczyć biurokrację, przekazać władzę, a wraz z nią odpowiedzialność, z góry do dołu, spowodowała to, iż władzę podzielono, odpowiedzialność rozwodniono, poprawy funkcjonowania organów władzy nie widać, a zmniejszenia liczby urzędników nic nie zapowiada. Widać jedynie, na co wszyscy zwracają uwagę, bardzo wysokie zarobki urzędników, które do ich kieszeni napływają z podatków.

Oświadczenie moje kieruję do Prezesa Rady Ministrów, prosząc o przedstawienie rozwiązań prawnych tego problemu.

* * *

Senator Genowefa Ferenc wygłosiła oświadczenie skierowane do prezesa Głównego Urzędu Statystycznego:

Proszę o wyjaśnienie, na podstawie jakich danych i skąd otrzymywanych ustala się przeciętny dochód z pracy w indywidualnych gospodarstwach rolnych z 1 ha przeliczeniowego, ogłaszany corocznie w obwieszczeniu prezesa Głównego Urzędu Statystycznego?

Jak wynika z podanego przeciętnego dochodu z pracy w indywidualnych gospodarstwach rolnych za 1997 r., dochód z 1ha przeliczeniowego wyniósł 1 tysiąc 265 zł - podane zostały te dane w październiku 1998 r. - i był wyższy od dochodu podanego w 1997 r. o kwotę 421 zł 15 gr. Z danych statystycznych wynika, że dochody rolników z 1 ha przeliczeniowego wzrosły w ciągu jednego roku o 50%, podczas gdy w rzeczywistości dochody te spadają. Sytuacja taka powoduje, że rolników osiągających coraz niższe dochody pozbawia się możliwości korzystania ze środków pomocy społecznej. Czy taki jest cel sztucznego zawyżania dochodów rolników?

Pytanie sformułowałam w oparciu o dane opublikowane w "Monitorze Polskim" nr 38 z 1998 r. oraz w "Monitorze Polskim" nr 80 z 1997 r.

* * *

Senator Wiesław Pietrzak swoje oświadczenie skierował do Mirosława Handkego, ministra edukacji narodowej:

Szanowny Panie Ministrze! Ponieważ w budżecie państwa nie doszukałem się środków przewidzianych na dofinansowanie gminnych inwestycji oświatowych, zwracam się do pana ministra z wnioskiem o udzielenie pomocy finansowej gminie Krasnopol w województwie podlaskim w celu zakończenia inwestycji pod tytułem "Budowa szkoły podstawowej". Krasnopol jest biedną gminą i jej budżet nie pozwala na realizację takiego zadania. Jednocześnie jej społeczność oczekuje spełnienia deklaracji, jaką pan minister złożył latem ubiegłego roku podczas wizyty w Krasnopolu. Udzielenie pomocy w realizacji tej inwestycji będzie pięknym gestem, a inauguracja roku szkolnego 1999/2000 byłaby wielką nagrodą za dwunastoletnie oczekiwanie na zakończenie budowy szkoły podstawowej w Krasnopolu.

Z wyrazami szacunku, senator Wiesław Pietrzak.

Pozostałe trzy oświadczenia senator złożył do protokołu.

Oświadczenie skierowane do ministra zdrowia i opieki społecznej Wiesława Maksymowicza:

Szanowny Panie Ministrze!

Wprowadzona w życie dnia 1 stycznia1999 r. reforma służby zdrowia postawiła wiele samodzielnych zakładów opieki zdrowotnej w wyjątkowo niekorzystnej sytuacji finansowej. Większość z nich w momencie przekształcenia w samodzielne jednostki nie została oddłużona. W konsekwencji ciążące na nich zadłużenia nie pozwalają obecnie na normalne funkcjonowanie w ramach wynegocjowanych kontraktów z kasami chorych. Ten stan rzeczy ma ogromny wpływ na wysokość cen świadczonych przez nie usług medycznych, jak również powoduje, iż zakłady te są niekonkurencyjne w stosunku do pozostałych, które w momencie wejścia w życie reformy zostały całkowicie oddłużone.

Jest to dla mnie niezrozumiałe, że decyzją władz centralnych oddłużono jedynie zakłady budżetowe służby zdrowia. Natomiast na zakładach, które wcześniej osiągnęły samodzielność finansową, wypróbowano założenia wchodzącej w życie reformy służby zdrowia, a w rezultacie stały się one ofiarami przemian z tym związanych. Przykładem tego jest między innymi sytuacja finansowa Samodzielnego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Sejnach województwo podlaskie oraz wiele innych w byłym województwie suwalskim.

Mając na uwadze powyższe argumenty, proszę o wnikliwe przeanalizowanie zasygnalizowanego przeze mnie problemu oraz podjęcie skutecznych działań zmierzających do jego rozwiązania.

Z wyrazami szacunku, Wiesław Pietrzak

Oświadczenie skierowane do wicepremiera, ministra finansów Leszka Balcerowicza:

Szanowny Panie Premierze!

W związku z wprowadzeniem w życie reformy administracyjnej kraju i utworzeniem powiatów, pragnę zwrócić uwagę Pana Premiera na ciężką sytuację finansową niektórych, szczególnie małych i średnich powiatów. Z napływających do mnie informacji, między innymi z powiatu sejneńskiego - województwo podlaskie, powiatu giżyckiego - województwo warmińsko-mazurskie wynika, że powiaty uzyskały zbyt niskie środki finansowe na realizację nałożonych zadań. Otrzymane z budżetu państwa fundusze nie zapewnią ich normalnego funkcjonowania do końca roku.

Uważam ten problem za niezwykle istotny, ponieważ pozostawienie powiatów z tak niskimi budżetami, moim zdaniem, dyskwalifikuje założenia reformy samorządowej. Ze względu na jego niezwykłą wagę, występuję do Pana Premiera z prośbą o wnikliwe zainteresowanie się nim oraz podjęcie skutecznych działań zmierzających do zabezpieczenia odpowiednich środków finansowych na ten cel.

Z wyrazami szacunku - senator RP - Wiesław Pietrzak.

Oświadczenie skierowane do wicepremiera, ministra finansów Leszka Balcerowicza:

Szanowny Panie Premierze!

Pragnę zasygnalizować Panu Premierowi problem, z którym zwróciła się do mnie dyrekcja Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Gołdapi, województwo warmińsko-mazurskie.

Zespół Szkół Ogólnokształcących otrzymał na swoje konto bankowe, ze środków finansowych powiatu olecko-gołdapskiego, fundusze w kwocie 19 tysięcy 91 zł 36 gr na wypłatę wynagrodzeń oraz pokrycie kosztów ubezpieczeń społecznych na styczeń 1999 r. Decyzją Urzędu Skarbowego w Olecku z dnia 22 stycznia bieżącego roku środki te zostały zajęte tytułem zobowiązań powstałych przed 31 grudnia 1998 r. Zaś zgodnie z ustawą z dnia 13 października 1998 r. są one zobowiązaniami skarbu państwa i nie powinny być przedmiotem zajęcia. W związku z tym zwracam się do Pana Premiera z zapytaniem, czy w świetle wyżej cytowanych przepisów ustawy decyzja Urzędu Skarbowego w Olecku jest prawidłowa?

Będę wdzięczny za zainteresowanie się przedstawionym przeze mnie problemem oraz pilną i skuteczną interwencję.

Z wyrazami szacunku - senator RP - Wiesław Pietrzak

* * *

Senator Henryk Stokłosa wygłosił oświadczenie skierowane do ministra spraw wewnętrznych i administracji oraz do ministra sprawiedliwości.

Problem, który chciałem poruszyć, jest obecnie dyskutowany w społeczeństwie i budzi wiele obaw, niestety, uzasadnionych.

Sprawa dotyczy braku jasnych i jednoznacznych opinii wymiaru sprawiedliwości co do uznania zakresu obrony koniecznej i związanej z nią obrony własności prywatnej. W ostatnich czasach jesteśmy świadkami eskalacji różnego rodzaju przestępstw, gdzie przestępcy działają z coraz większym okrucieństwem, są bardziej agresywni i niebezpieczni. Policja notuje z roku na rok większą liczbę zabójstw na tle rabunkowym oraz kradzieży z mieszkań i prywatnych posesji.

Społeczeństwo, widząc bezsilność policji i brak ochrony, zaczyna bronić się samo. Niestety, w wielu przypadkach ludzie broniący swojego mienia i życia zostają oskarżeni o przekroczenie granicy obrony koniecznej. W ostatnim okresie byliśmy świadkami kilkunastu spraw, w których napadnięci zostali aresztowani, a nawet oskarżeni o zabójstwo. Bulwersujące jest w tym przypadku określenie poszkodowanego jako podejrzanego. Natomiast sprawca napadu, często z przeszłością kryminalną, odpowiada z wolnej stopy. Czyż to nie paradoks, że aresztuje się poszkodowanego, a przestępca pozostaje na wolności?

Zgadzam się oczywiście, że prawo obejmuje wszystkich obywateli, a policja musi bronić okradzionego, złodzieja czy pobitego bandyty. Ale chyba istnieje też zdrowy rozsądek, pozwalający obiektywnie ocenić sytuację. Obecnie mamy do czynienia ze stanem, w którym gdy ktoś wyłamie drzwi do mieszkania, wejdzie i nas pobije, a następnie ograbi, to aby nie iść do aresztu najlepiej poczęstować go kawą bądź herbatą. Należy jeszcze zapytać złodzieja, czego sobie życzy, bo może nas oskarżyć o zmuszanie go do czegoś wbrew jego woli. Oczywiście przejaskrawiłem problem, ale tylko dlatego, aby uzmysłowić państwu paradoks, który dotyczy nas wszystkich i z którym żyjemy w państwie prawa.

Wprawdzie artykuł mówiący o obronie koniecznej sprzyja w swoim wyrazie poszkodowanemu, ale praktyka jest całkowicie inna. Większość osób napadniętych, które się broniły, najpierw zostaje aresztowania, a następnie po kilku czy kilkunastu miesiącach sąd umarza oskarżenie. Czyżby chodziło o pokazanie społeczeństwu, że lepiej pozostać biernym i nie narażać się? Nie bronić swojej własności i życia, bo możemy zostać aresztowani? Przecież to prosta droga do tego, aby uświadomić ludziom, że są jeszcze bardziej bezsilni, a przestępcom dać wolną rękę.

Największy niepokój budzi jednak to, że mimo gwarancji konstytucyjnej o nienaruszalności własności prywatnej okazuje się, że może być ona bez skrupułów łamana. A opieszałość policji i dziwne niezdecydowanie wymiaru sprawiedliwości powodują, że przestępcy czują się coraz bardziej bezkarni. Poza tym, o czym już mówiłem, przestępcy są coraz bardziej bezwzględni i każde wtargnięcie na prywatną własność może zakończyć się zabójstwem. I nie ma znaczenia, czy właściciel będzie się bronił, czy nie.

Podsumowując należy stwierdzić, że mimo zasady poszanowania i nienaruszalności własności prywatnej, w praktyce jest, niestety, całkowicie inaczej. Prawo jest nadal nieprecyzyjne, a często nawet niesprawiedliwe, jeśli chodzi o ten problem. Policja jest natomiast w dalszym ciągu bezsilna. Nie można pozostawić tego problemu bez echa, w innym wypadku społeczeństwo będzie się bało bronić własnego dorobku, a nawet życia. Uważam, że jest to sytuacja, którą należy w jak najszybszym czasie rozpatrzyć i zmienić.

Proszę o wyjaśnienie, czy ministerstwo zaobserwowało ten problem i czy zostaną podjęte działania zmierzające do zmiany tego stanu?

* * *

Senator Zbyszko Piwoński złożył oświadczenie, skierowane do ministra zdrowia, dotyczące potrzeby niezbędnej ingerencji resortu zdrowia w sprawie prawidłowego wykorzystania potencjału leczniczego istniejącej sieci szpitali psychiatrycznych:

W ślad za przyjętą ustawą o zdrowiu psychiatrycznym dokonano w skali kraju bilansu potrzeb. Wynika z niego, że liczba łóżek niewiele odbiega od potrzeb, jednak ich rozmieszczenie jest bardzo nierównomierne. Przykładem takiego stanu jest województwo lubuskie, które dysponuje łączną liczbą łóżek znacznie przekraczającą potrzeby własne. Można uznać, że ureguluje to system kontraktów ze strony innych kas chorych, ewentualnie restrukturyzacja samych wymienionych zakładów koniecznych.

Jest jednak pewien problem, który stanowi dla Lubuskiej Kasy Chorych trudność nie do przezwyciężenia. W każdym z tych dużych szpitali psychiatrycznych znaczna część łóżek jest zajęta przez ludzi całkowicie niedołężnych, pochodzących z całego kraju, którzy tam dokonają swoich dni i nie obejmie ich żaden kontrakt żadnej z regionalnych kas chorych w kraju. W województwie dotyczy to łącznie około sześciuset osób, czyli, statystycznie mówiąc, jeden niemały szpital, który musi być utrzymywany dodatkowo przez regionalną kasę chorych, która nie uzyskuje z tego tytułu żadnych wpływów. Tylko ingerencja resortu wyrównująca ten finansowy niedobór środków może rozwiązać ten problem.

I drugie, krótkie oświadczenie, stanowiące raczej wniosek do Marszałka Sejmu pana Płażyńskiego, koresponduje ono ściśle z tym, o czym mówił pan senator Żenkiewicz, ale w nieco innym kontekście, ponieważ doszedłem troszkę dalej w ślad za tą sprawą. Mianowicie w ostatnich dniach wszyscy jesteśmy poruszeni i zobligowani do udzielenia wyjaśnień, jak w naszym państwie można tolerować te szalone dysproporcje płacowe zarówno w jednostkach samorządu terytorialnego, jak i w spółkach z udziałem skarbu państwa, czy wręcz w instytucjach i związkach gospodarczych dotowanych z budżetu państwa.

Okazuje się, że pilne uregulowanie tej sprawy nie wymaga dodatkowej inicjatywy. A nie ukrywam, że o tym myślałem, ponieważ stosowny projekt, sygnowany przez Klub PSL, od kilku miesięcy leży już w Kancelarii Sejmu. Nawet jeżeli projekt ten rodzi pewne wątpliwości, odnoszące się do trafności niektórych zapisów, to cały proces legislacyjny jest po to, aby ten projekt udoskonalić.

Z uwagi na to, że sprawa coraz bardziej bulwersuje społeczeństwo i my, jako parlamentarzyści, jesteśmy za ten stan obwiniani, proszę pana marszałka o niezwłoczne nadanie tej sprawie charakteru pilnego zadania i uruchomienie niezbędnego postępowania legislacyjnego w celu przyspieszenia załatwienia tej bulwersującej sprawy.

* * *

Senator Jerzy Suchański przedstawił kilka oświadczeń. Pierwsze skierował do prezesa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Bolesława Sulika.

Uprzejmie proszę o spowodowanie, aby na mapie pogody pokazywanej w telewizji publicznej były naniesione wszystkie miasta, które są siedzibą województwa i sejmiku samorządowego. Brak jest czterech miast. Sądzę, że nie trzeba uzasadniać mego wniosku.

Z poważaniem, Jerzy Suchański

Drugie oświadczenie senator skierował do wicepremiera Leszka Balcerowicza.

Uprzejmie proszę o informację dotyczącą wyliczenia środków finansowych na funkcjonowanie powiatu kieleckiego, włoszczowskiego i buskiego województwa świętokrzyskiego. Pragnę nadmienić, że z moich wyliczeń wynika, że finanse dla tych powiatów są znacznie zaniżone.

Z poważaniem, Jerzy Suchański.

Trzecie oświadczenie senator skierował do Hanny Suchockiej, ministra sprawiedliwości.

Uprzejmie proszę o informację, czy użyte przez prokuratora sformułowanie: "umorzone ze względu na małą szkodliwość społeczną" oznacza, że zdaniem prokuratora było przestępstwo, czy też, że go nie było?

Z poważaniem, Jerzy Suchański

Czwarte oświadczenie senator skierował do premiera Jerzego Buzka.

Od 1 stycznia 1999 r. województwo świętokrzyskie pozbawione jest wojewody i wicewojewodów. Eksperyment zarządzania województwem przez wiceministra Józefa Płoskonkę przez telefon jest w pełni udany.

Uprzejmie proszę o utrzymanie obecnego stanu do końca funkcjonowania aktualnego rządu. Świadczyć to będzie o determinacji wprowadzenia samorządowego województwa i oddania władzy w dół, oddania jej ludziom. Umocni to wiarę w lepsze jutro.

Gdyby jednak pan premier był innego zdania, to przynajmniej proszę, aby z okazji Dnia Kobiet, czyli 8 marca 1999 r., pana życzenie co do prawidłowego funkcjonowania reformy administracyjnej kraju mogło się spełnić tak, byśmy przed dniem wejścia do NATO, a więc do 14 marca 1999 r. , mogli uporać się z tak zwanym problemem skupu butelek.

Z poważaniem, Jerzy Suchański.

Ostatnie, piąte oświadczenie, senator skierował do prezesa Krajowego Urzędu Pracy Grażyny Zielińskiej.

Czy jest prawdą, że wojewódzkie urzędy pracy w tak zwanych likwidowanych województwach nadal funkcjonują? Jeżeli tak, to na jakiej podstawie prawnej?

* * *

Senator Jerzy Pieniążek swe oświadczenie skierował na ręce prezesa Rady Ministrów Jerzego Buzka:

Panie Premierze! Ustawa o utworzeniu Agencji Rynku Rolnego mówi, że realizuje ona interwencyjną politykę rolną państwa w celu stabilizacji rynku produktów rolnych i żywnościowych oraz ochrony dochodów uzyskiwanych z rolnictwa. Zadanie to wykonuje w szczególności przez interwencyjny zakup i sprzedaż produktów rolnych oraz ich przetworów na rynku krajowym i zagranicznym. Dlatego ma ona między innymi obowiązek analizy polskiego rynku produktów rolnych i żywnościowych oraz przedstawiania Radzie Ministrów propozycji regulacji organizacyjno-prawnych w tym zakresie. Regulacje te dotyczą zarówno działań wewnątrzkrajowych, jak i - w porozumieniu z ministrem gospodarki - projektów dotyczących importu i eksportu towarów rolno-spożywczych.

Nie chciał pan jednak wierzyć parlamentarzystom opozycji i mnie osobiście, Panie Premierze, że w roku ubiegłym agencja realizowała te zadania po prostu źle. Nie chciał pan również przyjść na posiedzenie Senatu w październiku ubiegłego roku, gdy na mój wniosek Senat wysłuchał informacji rządu o sytuacji na polskim rynku płodów rolnych, ze szczególnym uwzględnieniem kwestii mięsa wieprzowego.

Czasu na wysłuchanie pytań i problemów senatorów przekazywanych w imieniu swych wiejskich wyborców, nie miał nigdy również pan Jacek Janiszewski, minister rolnictwa i gospodarki żywnościowej. Nic nie wskórały dwie poważne manifestacje rolniczych związków zawodowych, zorganizowane w roku ubiegłym w Warszawie, w tym również przed siedzibą polskiego parlamentu. A szkoda, panie Premierze!

Nawet klarowna sejmowa debata nad budżetem państwa na 1999 r. nie przekonała rządu do tego, by podjął pilnie działania interwencyjne na polskim rynku zbóż, mięsa czy mleka i przedsięwziął próbę wypracowania ponad politycznymi podziałami narodowej strategii rozwoju rolnictwa i polskiej wsi. Dopiero rolnicze blokady dróg i przejść granicznych na przełomie stycznia i lutego bieżącego roku zaktualizowały rząd. Okazało się nawet, że ma być czy jest nawet przygotowywany tak zwany pakiet dla wsi. Czy oby nie za późno, Panie Premierze!

W protokole z rozmów, podpisanym w długą pamiętną noc 8 lutego bieżącego roku przez centralę trzech związków rolniczych z reprezentacją rządu RP, czytamy między innymi: działania interwencyjne rządu RP na rynku żywca wieprzowego w 1999 r. będą zmierzały do zagwarantowania opłacalności produkcji trzody chlewnej. Wobec rozbieżności w ustaleniu aktualnej ceny interwencyjnego skupu żywca między związkami a rządem, strona rządowa przyjęła, że cena ta z dniem 1 lutego bieżącego roku będzie wynosiła nie mniej niż 3 zł 20 gr za kg za tak zwaną klasę euro.

A jak wygląda, Panie Premierze, praktyka skupu żywca w punktach w województwie łódzkim? Z dniem 1 lutego bieżącego roku Agencja Rynku Rolnego uruchomiła osiemnaście punktów, a po interwencjach z powiatu wieruszowskiego, dodatkowo dziewiętnasty punkt w Galewicach. Ale w powiecie Pajęczno rolnicy z niektórych gmin muszą jechać z tucznikami aż 60 km do najbliższego punktu skupu. Jednocześnie 90% tuczników skupowanych jest w tak zwanej klasie R po 3 zł, a więc do 125 kg żywej wagi, ale przeważnie po o wiele mniej za kilogram, bo są to tuczniki przerośnięte i przetłuszczone w stosunku do klasy euro za ustawowe 3 zł 20 gr.

Pytam więc, Panie Premierze!

Po pierwsze, z jakiej przyczyny hodowcy żywca wieprzowego gremialnie sprzedają przerośnięte i przetłuszczone tuczniki daleko poniżej progu opłacalności? Czy przyczyną nie są opóźnione co najmniej o pół roku działania interwencyjne Agencji Rynku Rolnego? Kto zatem, Panie Premierze, pokryje rolnikom powstałe w ten sposób poważne finansowe straty?

Po drugie, dlaczego tak mało ubojni i zakładów mięsnych podpisało umowy na skup interwencyjny, a poza nimi pozostały największe, sprawdzone już po poprzednich latach jednostki, co postawiło rolników przed koniecznością odległego i kłopotliwego w warunkach zimowych dowożenia tuczników do skupu, choćby w przytoczonym już przykładzie powiatu pajęczańskiego.

Po trzecie, dlaczego Agencja Rynku Rolnego nie ma zawartych stałych porozumień w zakresie interwencyjnego skupu, nie tylko żywca, z uznanymi, jeśli chodzi o stan sanitarny i wyposażenie w eksportowe certyfikaty, jednostkami, rozłożonymi w miarę równomiernie na terenie wszystkich rolniczo-towarowych powiatów. Porozumienia te mogłyby być w miarę potrzeb stosownie aneksowane co do zakresu i poziomu cen skupu w sytuacji podjęcia niezbędnej interwencji przez Agencję Rynku Rolnego na rynku polskich płodów rolnych.

I wreszcie, po czwarte. W obliczu ewidentnych błędów i zaniechania realizacji zapisów przytoczonej na wstępie ustawy o utworzeniu Agencji Rynku Rolnego, pytam, Panie Premierze, dlaczego nie podejmuje pan, zgodnie z kompetencjami, decyzji personalnych w stosunku do kierownictwa Ministerstwa Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, a przede wszystkim Agencji Rynku Rolnego. Pozwoliłyby one w przyszłości uniknąć dalszych problemów, zaoszczędziłyby strat rolnikom oraz wyeliminowałby przyczyny powstałych protestów i napięć społecznych w będącej na skraju upadłości ekonomicznej polskiej wsi.

* * *

Senator Stanisław Cieśla wygłosił oświadczenie skierowane do prezesa Rady Ministrów Jerzego Buzka:

Zaistniałe w ostatnich tygodniach we wszystkich regionach Polski protesty rolników miały swoją przyczynę między innymi w kłopotach producentów rolnych w zbyciu zwierząt rzeźnych. Z wiadomych względów w minionych miesiącach znacznemu ograniczeniu uległ eksport mięsa i jego przetworów na rynek wschodni. Rząd czyni obecnie starania o zwiększenie eksportu do naszych wschodnich sąsiadów, nie wiadomo jednak, co z tego wyniknie, gdyż, jak wiemy, kraje Unii Europejskiej postanowiły zwiększyć kwoty subwencji w odniesieniu do eksportowanego przez nie mięsa na Wschód. Istnieje zatem obawa, że trudności eksportowe nadal będą trwać. Czy problemu aktualnej nadwyżki mięsa nie można rozwiązać inaczej, wewnątrz kraju?

Spożycie mięsa jest w Polsce bardzo małe. Na statystycznego Polaka przypadają 64 kg rocznie.

Dla porównania, przeciętny Francuz konsumuje w tym samym czasie 105 kg, a mieszkaniec Stanów Zjednoczonych - 150 kg. Dlaczego u nas spożycie mięsa jest tak małe? Główne dlatego, że bardzo wielu naszych rodaków nie stać na zwiększenie spożycia artykułów mięsnych. Takiemu stanowi rzeczy winna jest w znacznej mierze polityka płacowa, ogromne dysproporcje w wynagrodzeniach, pojawiające się już od kilku lat, a ze szczególnym nasileniem obecne w ostatnich miesiącach. Skutek wygórowanych dla wielu grup zawodowych płac jest taki, że na drugim biegunie znajdują się rzesze pracowników o zbyt niskich zarobkach, ludzi, których nie stać na konsumpcję lepszych i droższych artykułów spożywczych, w tym mięsa.

Aby uporać się z istniejącą nadwyżką wieprzowiny wystarczyłoby, by statystyczny Polak konsumował rocznie tylko o 4 kg mięsa więcej niż obecnie. A przy podniesieniu spożycia o 10 kg - co i tak sytuowałoby nas poniżej przeciętnej europejskiej - okazałoby się, że rolnicy powinni zwiększyć produkcję trzody chlewnej i bydła rzeźnego.

Kominy płacowe mają przerażające rozmiary. Ostatnio na publiczny grosz rzucili się łapczywie pracownicy kas chorych i samorządowcy. Prominentów płacowych namnożyło się nam bez liku. Oto przykład: do końca ubiegłego roku mieliśmy czterdziestu dziewięciu wojewodów z niezłymi uposażeniami, obecnie wojewodów mamy tylko szesnastu, ale za to kilkuset starostów, gdzieś około trzystu siedemdziesięciu, z pensjami często większymi od pensji wojewodów. Apele polityków o umiar w ustalaniu uposażeń wszelkiego rodzaju urzędników nie odnoszą skutków. Należałoby zatem sięgnąć po uregulowania prawne.

Wnoszę zatem, aby kierowany przez pana premiera rząd zechciał jak najszybciej przygotować projekty odpowiednich aktów prawnych i nadać im szybki bieg legislacyjny oraz podjął inne działania mające na celu wyeliminowanie rażących kontrastów płacowych.

* * *

Senator Janusz Bielawski swe oświadczenie, skierowane do prezesa NIK Janusza Wojciechowskiego, złożył do protokołu posiedzenia:

Na ósmym posiedzeniu Senatu w dniu 19 marca 1998 r. złożyłem oświadczenie skierowane do ministra zdrowia w sprawie implantów kręgosłupowych Dero produkowanych przez polską firmę LfC z Zielonej Góry.

Pod koniec lutego ubiegłego roku wszystkie mass media obiegła wiadomość, że implanty systemu Dero służące do stabilizacji kręgosłupa w leczeniu urazów, skrzywień bocznych i nowotworów rdzewieją i są przyczyną wielu powikłań. Cała ta kampania, w moim głębokim przekonaniu, miała na celu usunięcie z rynku krajowego tego producenta. Podstawową wadą im plantów Dero jest ich cena - są one przynajmniej trzykrotnie tańsze od importowanych, a nie ustępują im jakością. Są one wykonane z austenicznej chromowo-niklowo-molibdenowej stali podobnie jak implanty importowe.

Problem implantów kręgosłupowych był badany przez NIK. Kontrola dotyczyła legalności i jakości stosowanych wszczepów kręgosłupowych. Po dziesięciu miesiącach od zakończenia kontroli zostało sporządzone doniesienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa opisanego w art. 67 ustawy o środkach farmaceutycznych i materiałach medycznych. W raporcie NIK nie został uwzględniony raport komisji powołanej przez ministra zdrowia w celu oceny jakości implantów kręgosłupowych i ilości powikłań po ich stosowaniu. Wyniki dociekań tej komisji wykazały, że liczba powikłań po zastosowaniu wszczepów Dero jest mniejsza od liczby powikłań po implantacji kilkakrotnie droższych wszczepów importowanych.

Odnoszę wrażenie, że kontrola NIK została przeprowadzona bez należytego obiektywizmu, a ponadto zaistniały przecieki do mediów informujące, że przyczyną powikłań po operacjach kręgosłupa są implanty Dero, które rdzewieją. Te przecieki zainicjowały podobną kampanię w mediach jaka miała miejsce pod koniec lutego ubiegłego roku. Postawienie znaku równości pomiędzy powstawaniem powikłań w chirurgii urazowo-ortopedycznej a jakością implantów jest rozumowaniem prymitywnym, obliczonym na osiągnięcie efektu propagandowego i wywarcie presji na pacjentów, którzy nie wiedzą, jak wiele innych okoliczności może spowodować pojawienie się powikłań. O liczbie powikłań decydują następujące czynniki: rozległość operacji, przestrzeganie przez pacjenta zaleceń lekarskich w okresie pooperacyjnym, a nade wszystko umiejętności chirurga i doświadczenie zespołu lekarskiego w leczeniu pooperacyjnym. Bo to jest tak: jeśli ktoś nie potrafi prowadzić samochodu, to rozbije nawet mercedesa, choćby ten miał złote klamki.

Będę zobowiązany za wyjaśnienie moich wątpliwości.

* * *

Senator Zbigniew Kulak swe oświadczenie skierował do senatorów:

Panie i Panowie Senatorowie! Proszę potraktować moje słowa jako oświadczenie osobiste, bez wskazywania konkretnego adresata.

Chaos, jaki w pierwszych dniach stycznia zapanował w ochronie zdrowia, przekształca się w stan przewidywanego przez nas - autorów pierwszej wersji ustawy o ubezpieczeniach zdrowotnych z 1997 r. - ubezpieczeniowego fałszu. Przez kolejne dni obserwuję sytuację panującą w ochronie zdrowia, odwiedzam szpitale, przychodnie, kontaktuję się z lekarzami, a przede wszystkim z pacjentami. Dostęp do okulisty czy stomatologa jest coraz trudniejszy. Za zlecane przez lekarzy badania nadal pobiera się opłaty od pacjentów, a inwalidzie wojennemu kazano nawet płacić za protezę kończyny! Każdy dzień przynosi nowe dowody braku wyobraźni i płytkiej znajomości problemów u decydentów z gmachu MZiOS oraz z koalicji AWS i UW. Chorzy na cukrzycę zmuszeni są do płacenia za insulinę, a nieodpłatna stomatologia praktycznie nie istnieje.

W połowie lutego otrzymałem odpowiedź, sygnowaną osobiście przez ministra Wojciecha Maksymowicza, na moje pytanie o sytuację prawną felczerów, o których reformatorzy po prostu zapomnieli. Otóż, okazuje się - streszczam długi wywód - że mogą oni przyjmować i badać pacjentów, ale nie mają prawa wystawiać im recept!

Kasy chorych nie przyjmują do wiadomości, że w przypadku wielu schorzeń stosuje się leczenie wiloetapowe. Odmawiają szpitalom klinicznym prawa do udzielania porad i zwolnień lekarskich bez hospitalizacji. Słowa "kontrakt z kasami chorych" znaczą coraz mniej. Przepływ pieniędzy z kas chorych do placówek udzielających świadczeń ma charakter uznaniowy i nie jest oparty na racjonalnych przesłankach ekonomicznych. Kasy chorych proponują szpitalom warunki uniemożliwiające ich funkcjonowanie w ciągu 1999 r. nawet na dotychczasowym poziomie dostępności i zakresu świadczeń. A przecież ideą przyświecającą reformom z AWS i UW była poprawa warunków leczenia w naszym kraju.

Nie przygotowano wyceny poszczególnych procedur medycznych, jakże przecież zróżnicowanych. Kasy chcą płacić za tak zwanego statystycznego pacjenta, co spowoduje, że w miarę upływu kolejnych tygodni szpitale coraz niechętniej będą przyjmowały chorych "drogich", to znaczy takich ze schorzeniami wymagającymi kosztownych badań, zabiegów, leków, dłuższej hospitalizacji.

Różnice w oferowanych lub parafowanych umowach pomiędzy poszczególnymi szpitalami i kasami chorych są olbrzymie. W lecznictwie otwartym tak reklamowany całodobowy dostęp do lekarza rodzinnego staje się fikcją, skoro nadal w budynkach przychodni życie zamiera w godzinach popołudniowych, wieczornych i nocnych, a ewentualną pomoc, tak jak dotychczas, oferują ambulatoria pomocy doraźnej. Lekarz nie ma tam dostępu do dokumentacji chorego, a ideę wprowadzenia książeczek rejestru usług medycznych nowy rząd postanowił zarzucić.

W tej sytuacji w każdej rozmowie o problemach ochrony zdrowia powraca sprawa trybu powołania, specjalnych przywilejów i niemoralnych uposażeń tak zwanych menadżerów w dotychczasowych ZOZ. Rodzi to, być może nie zawsze uzasadnioną, niechęć podległych pracowników do tych ludzi. Jeszcze niedawno w szeregach "Solidarności" popierano stwierdzenie mówiące, że jeśli prawo jest niemoralne, to nie należy go przestrzegać. Dlatego apeluję zwłaszcza do tych lekarzy, jeszcze do niedawna kolegów z lekarskich dyżurek, którzy w ciągu jednego dnia dokonali niebywałej wolty, to znaczy przeszli na pozycje ekonomów wobec lekarzy, pielęgniarek, laborantek czy salowych, aby nie czekając na analizy prawników, którzy pracują nad ewentualnym zakwestionowaniem tych umów, sami dobrowolnie zwrócili się do organów założycielskich z prośbą o obniżenie tych uposażeń. Jeśli zdołają oni podjąć taką decyzję, stworzą szansę na przełamanie rosnącej fali nieakceptacji wszelkich proponowanych przez nich posunięć organizacyjnych. Pozostawienie stworzonej przez wojewodów z Akcji Wyborczej Solidarność trzydziestokrotnej różnicy między uposażeniem pielęgniarki i jej zwierzchnika nie daje żadnej nadziei na harmonijne i partnerskie przemiany w organizacji ochrony zdrowia w naszym kraju.

Jako lekarz nadal traktujący swój wyuczony i wykonywany zawód z największą powagą i szacunkiem piszę te słowa w nastroju najgłębszego niepokoju. Zdaniem kilku profesorów, z którymi rozmawiałem w ostatnich dniach, obecne zamieszanie wpłynie niewątpliwie na wskaźniki WHO w 1999 r., chodzi o umieralność, chorobowość, uleczalność itd. Czy tam musiało być?

* * *

Senator Wojciech Kruk złożył do protokołu posiedzenia oświadczenie skierowane do prezesa Urzędu Zamówień Publicznych Mariana Lemke:

Dotyczy przetargu na dostawę dźwigów dla Szpitala Chirurgii Plastycznej w Polanicy.

Szanowny Panie Prezesie!

Do mojego biura senatorskiego wpłynęło odwołanie firmy Prolift od decyzji komisji przetargowej Szpitala Chirurgii Plastycznej w Polanicy. Jestem zbulwersowany decyzją tejże komisji, ponieważ z przedłożonych mi dokumentów wynika, że w tym konkretnym przypadku chyba miało miejsce wyraźne naruszenie dyscypliny budżetowej.

Wszyscy wiemy, jak trudnym problemem dla naszego budżetu są ciągnące się latami inwestycje centralne (zwłaszcza w służbie zdrowia) i dlatego sądzę, że wszelkie sygnały świadczące o nieprawidłowościach w tej dziedzinie wymagają dokładnego sprawdzenia, a także wyciągnięcia odpowiednich wniosków, zgodnych z ustawą o finansach publicznych.

Zwracająca się do mnie o interwencję firma Prolift jest wysoce ceniona w naszym regionie zarówno w zakresie wykonawstwa cechującego się wyjątkową solidnością, jak i ze względu na działania społeczne jej właściciela, aktywnie udzielającego się w różnych organizacjach gospodarczych i społecznych. Jako prezydent Wielkopolskiej Izby Przemysłowo-Handlowej taką opinię mogę z całą odpowiedzialnością potwierdzić.

Panie Prezesie, przyznaję, że przedłożona mi dokumentacja wyjątkowo mnie zbulwersowała, budząc zarazem pytanie, czy takie działania, noszące znamiona marnotrawstwa społecznych środków, są wyjątkiem czy regułą. W sprawie tej pozwolę sobie złożyć oświadczenie senatorskie na najbliższej sesji Senatu RP.

Proszę uprzejmie pana prezesa o zainteresowanie się tą sprawą i poinformowanie mnie o sposobie jej załatwienia.

Z wyrazami szacunku, Wojciech Kruk.

* * *

Senator Zbigniew Gołąbek złożył do protokołu oświadczenie skierowane do wiceprezesa Rady Ministrów, ministra finansów Leszka Balcerowicza:

Szanowny Panie Premierze!

Zwracam się do Pana Premiera w imieniu mieszkańców ośmiu gmin powiatu Przysucha z prośbą o utrzymanie punktu informacyjno-konsultacyjnego Urzędu Skarbowego w Przysusze, a dodatkowo o utworzenie samodzielnego Urzędu Skarbowego w Przysusze.

Obecnie cały powiat przysuski jest obsługiwany przez Urząd Skarbowy w Szydłowcu. Rozwiązanie takie powoduje duże utrudnienia w kontaktach petentów z urzędem, gdyż odległość wynosi ponad 70 km, nie ma bezpośrednich połączeń komunikacyjnych i dlatego na dojazd i powrót autobusami PKS potrzeba od ośmiu do dwunastu godzin.

Na terenie powiatu przysuskiego, który ma powierzchnię 800 km2, zamieszkuje pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców, a działalność gospodarczą prowadzi dwa tysiące dwieście podmiotów.

Za decyzją pozytywną w tej sprawie przemawiają powyższe fakty oraz deklaracja władz samorządowych Przysuchy o nieodpłatnym przekazaniu urzędowi obiektu i wyposażenia.

Jestem zwolennikiem reformy, która między innymi miała na celu przybliżenie urzędu do obywatela, i dlatego uważam, że niekorzystne zjawiska należy odwrócić.

Chciałbym, aby przytoczone argumenty przyczyniły się do podjęcia oczekiwanej decyzji, za co z góry bardzo dziękuję,

Z należnym szacunkiem

Zbigniew Gołąbek

* * *

Senator Marian Jurczyk swe oświadczenie skierował do premiera RP Jerzego Buzka, marszałka Senatu Alicji Grześkowiak oraz marszałka Sejmu Macieja Płażyńskiego:

Niezaprzeczalnym faktem jest, iż wynagrodzenia funkcjonariuszy, urzędników samorządowych budzą nie tylko niezadowolenie, ale także coraz bardziej zdecydowany sprzeciw znacznej części społeczeństwa. Naganne i niemoralne jest to, iż tak zatrważająco duża rozpiętość jest między najniższą płacą, rentą czy emeryturą a uposażeniem ministrów, prezydentów miast, burmistrzów czy wojewodów. Przekazanie sprawy wysokości tych wynagrodzeń, zgodnie z obecnie obowiązującym prawem, w gestię samorządów nie rozwiąże problemu, gdyż zawsze będą przesłanki umożliwiające bogatym organizacjom terytorialnym uchwalenie i przyznawanie wysokich, a nawet bardzo wysokich apanaży swoim przedstawicielom.

Nie podzielam poglądu wielu polityków, iż wysokie pensje uniemożliwiają i likwidują korupcję. Sam fakt przyjmowania łapówek jest bowiem aspołeczny i winien być konsekwentnie ścigany z mocy prawa szczególnie w przypadku osób, które wykonują swoją powinność z mandatu społeczeństwa.

Wiem, że przygotowane są projekty prawne w tej sprawie. Podzielam pogląd i zaangażowanie w tej sprawie pana posła Krzysztofa Tchórzewskiego, jak również stanowisko Klubu Inteligencji Katolickiej. Trzeba te sprawy uregulować stosownymi aktami prawnymi, które będą uwzględniały między innymi wielkość terytorialną jednostki administracyjnej i liczbę jej mieszkańców, likwidując przy tym wszelkiego rodzaju dodatki, diety i inne apanaże wynikające z pełnionych funkcji.

To, co dzieje się z płacami w organach samorządowych, jest wynikiem braku aktów prawnych i tolerowania przez rząd już wcześniej wszelkiego rodzaju kominów płacowych we wszelkiego rodzaju organizmach gospodarczo-administracyjnych w naszym państwie. Prezesi i dyrektorzy wielu zakładów, firm, spółek akcyjnych itp. osiągają dochody sięgające dziesiątków tysięcy złotych miesięcznie. Uważam, iż płaca powinna zależeć od odpowiedzialności za powierzone i wykonywane zadania. Nigdy nie zgodę się z tym, żeby jedni żyli w przepychu, a drudzy - dotyczy to coraz większej rzeszy społeczności polskiej - nie mieli na obowiązkowe świadczenia, kawałek chleba, ciepłą strawę czy zakup koniecznych leków. Dotyczy to ludzi młodych i starszych, z tym że ci ostatni z żalem, ale z jakże wielką godnością, przełykać muszą gorycz niespełnionych obietnic. Komu mają wierzyć? Komu mają jeszcze zaufać? Dosyć obietnic. Rząd, który chce sprawować władzę, służyć społeczeństwu i mieć jego poparcie, nie może być głuchy i nie widzieć masowej biedy i ludzkich tragedii.

W imię sprawiedliwości społecznej i zgodnie z nauką i etyką kościoła katolickiego, mówiącymi iż wszyscy jesteśmy braćmi i że jesteśmy sobie równi, żądam niezwłocznego wszczęcia przez rząd prac mających na celu rozwiązanie tych nabrzmiałych i bulwersujących społeczeństwo problemów.

Marian Jurczyk

Senator Rzeczypospolitej Polskiej

* * *

Senator Zygmunt Ropelewski złożył do protokołu oświadczenie skierowane do ministra zdrowia i opieki społecznej Wojciecha Maksymowicza:

Proszę o zajęcie się sprawą zwrotu należności za leki wydane uprawnionym przez apteki byłego województwa suwalskiego. W roku 1998 r. apteki województwa suwalskiego otrzymały zwrot należności za pośrednictwem Banku Zachodniego, ponieważ budżet miał w stosunku do aptek duże zaległości. Działo się tak za porozumieniem aptekarzy, urzędu wojewódzkiego i banku. Bankowi potrzebne jest potwierdzenie wymagalności na zestawieniu należności, jakie apteka składa w urzędzie wojewódzkim. Dyrektor wydziału zdrowia, po potwierdzeniu wymagalności, przekazywał zestawienia do banku, a ten zwracał aptekarzom należność. Po uzyskaniu środków urząd wojewódzki zwracał należność bankowi.

Takie rozwiązanie było korzystne zarówno dla aptek, jak również dla budżetu. Budżet płacił bankowi mniejsze odsetki, niż by musiał zapłacić aptekarzom.

Najważniejsze jest to, że nie było konfliktu między środowiskiem aptekarzy i władzami administracyjnymi. Taki konflikt nie służy dobremu wizerunkowi władzy w oczach środowiska aptekarskiego.

W sytuacji wprowadzenia wielu reform i przebudowy państwa powinno nam zależeć na unikaniu, tam gdzie jest to możliwe, konfliktów społecznych, na zachowaniu dobrego wizerunku naszej koalicji w oczach poszczególnych środowisk zawodowych.

W przypadku aptekarzy do tej pory nie było żadnych problemów. Jednakże nie wszyscy urzędnicy państwowi zdają się to rozumieć. Urzędnicy likwidowanego województwa suwalskiego, jak też niektórzy urzędnicy województwa podlaskiego nie wykazują dobrej woli, aby unikać niepotrzebnych nikomu konfliktów. Zablokowali oni wypłaty należności aptekarzom byłego województwa suwalskiego za okres 16-31 grudnia 1998 r., nie przekazując zestawień do banku oraz nie podpisując wymagalności.

Pragnę dodać, że apteki Białegostoku oraz byłego województwa łomżyńskiego otrzymały należności, o których mowa, w terminie i również za pośrednictwem banku.

Trudno jest zrozumieć cel, jaki przyświeca takiemu działaniu i konfliktowaniu środowiska aptekarzy z naszą koalicją.

Proszę pana ministra o interwencję i spowodowanie szybkiego rozwiązania tego problemu.

Pragnę nadmienić, iż wybiórczo jednej aptece z byłego województwa suwalskiego wypłacono należności, o których mowa, za pośrednictwem banku PBK O/Pisz. Jak to wyjaśnić?


Diariusz Senatu RP, spis treści, poprzedni fragment, następny fragment