Spis oświadczeń, odpowiedź, następne oświadczenie


32. posiedzenie Senatu RP

18 marca 1999 r.

Oświadczenie

Oświadczenie kieruję do Premiera Rady Ministrów Rzeczypospolitej Polskiej - prof. Jerzego Buzka

"Jeden dobry lekarz wart jest stu wojowników" - ta homerycka maksyma z VIII w. przed Rokiem Pańskim stawała się w dziejach wojen - w miarę wprowadzania na ich areny skuteczniejszej, bardziej śmiercionośnej broni - coraz większą oczywistością.

Dzięki łódzkiej Wojskowej Akademii Medycznej im. gen. dyw. B. Szareckiego, która od ponad 40 lat kształci lekarzy oficerów, nasi wojownicy spod znaku Orła Białego mają do dyspozycji kilka tysięcy nie tylko dobrych, ale i bardzo dobrych medyków, oddanych swemu zawodowi i profesjonalnie przygotowanych pod względem fachowym do pełnienia swej służby w każdych warunkach, nie wyłączając tych ekstremalnych, jakie tworzy pole walki.

Stan zdolności do optymalnego sprawowania opieki medycznej nad żołnierzami nasza armia zawdzięcza umiejętności wyciągania wniosków z doświadczeń wojennych i z efektów wprowadzania w Wojsku Polskim w XX w. wielu eksperymentalnych systemów pozyskiwania dla wojska lekarzy. Ich istota sprowadzała się zawsze do uznania, iż zabezpieczenie medyczne wojsk najlepiej i najsprawniej realizują oficerowie-lekarze wykształceni w autonomicznej wojskowej uczelni medycznej. Słuszna idea zmaterializowała się ostatecznie utworzeniem Wojskowej Akademii Medycznej.

Lektura opisów dziejów służby zdrowia pozwala wysnuć wniosek, iż na przestrzeni wieków władcy i wodzowie armii wykazywali coraz większe rozumienie prawidłowości, zgodnie z którą o wyniku batalii nie decyduje wyłącznie zgromadzony oręż, ale i wykwalifikowany w ratowaniu rannych lekarz. Gdy jej nie rozumieli, musieli godzić się z hekatombą strat, których można było uniknąć. Doświadczyła tego większość armii walczących w I wojnie światowej.

W Cesarstwie Austriackim w 1866 r. zlikwidowano kształcącą lekarzy wojskowych Josefińską Akademię Medyczno-Chirurgiczną i ustanowiono stypendia wojskowe dla studentów cywilnych fakultetów medycznych, aplikowanych po studiach do służby wojskowej. Rezultat: 58% strat wśród zmobilizowanych żołnierzy, to nie wyłącznie skutek charakteru ówczesnej taktyki na polu bitwy, ale w dużym stopniu braku fachowej opieki medycznej. Braku medyków potrafiących ratować żołnierzy z typowymi bitewnymi urazami. Niewielkiej liczby wojskowych lekarzy umiejących organizować pomoc medyczną: odważnych, karnych i traktujących swój zawód jako służbę żołnierzowi, jako misję humanitarną i patriotyczną.

Lekarzy tej armii, którzy po zmobilizowaniu musieli podjąć się swej funkcji, przedstawił w karykaturze - niewiele odbiegającej od rzeczywistości - Jarosław Haszek w znanej książce. W dużej części byli to - jak opisuje w swej pracy pt. "Lancet i karabin" Stefan Wojtkowiak - "...lekarze przy wojsku, a nie w wojsku. Nie byli to towarzysze broni walczących, ale raczej z przymusu wcieleni lekarze, którzy chętnie zapominali o swym żołnierskim obowiązku, gdyż nikt ich w tym duchu nie wychowywał".

Doniosłą nauką, wynoszoną z wszystkich wielkich wojen, a zwłaszcza dwóch światowych, stało się jednoznaczne przekonanie, iż armię należy tworzyć i szkolić w przewidywaniu ewentualnej wojny i racją istnienia lekarza wojskowego, w tym kontekście, jest także wojna. Dlatego czas pokoju - choćby w najwyższym stopniu zagwarantowany - służy głównie przygotowaniu lekarzy wojskowych - skoro o nich mowa - do działania w warunkach bojowych. Stąd wysuwanie na pierwszy plan, czy wręcz uznawanie za wyłączne, zadań lekarza w okresie pokoju - jest dużym błędem.

Nasza armia, wojsko III Rzeczypospolitej, zmniejszając radykalnie swą liczebność, stawia w każdym rodzaju wojsk, na wysoko kwalifikowaną kadrę zawodową po uczelniach wojskowych. W każdym rodzaju wojsk, lecz nie w każdej służbie. Wobec wojskowej służby zdrowia narasta przekonanie decydentów, kreatorów jej przyszłości, iż w sytuacji konfliktu zbrojnego - wieloma tysiącami zmobilizowanych lekarzy z cywila (nie przeszkalanych wojskowo-medycznie od lat, z powodu braku funduszy) pokierują oficerowie - lekarze, absolwenci cywilnych akademii medycznych, przysposobieni na krótkich kursach specjalistycznych.

Te, wydawałoby się znane od 77 lat, od chwili powstania w wolnej Polsce pierwszej uczelni kształcącej lekarzy wojskowych, argumenty, współcześnie nie przekonują wszystkich.

Przekonały one jednak władze II Rzeczypospolitej, które w 1922 r. - po fiasku koncepcji naboru lekarzy "z cywila" w ramach Szkoły Aplikacyjnej Korpusu Oficerów Sanitarnych - utworzyły w Warszawie Wojskową Szkołę Sanitarną, kształcącą oficerów wyłącznie na potrzeby wojskowej służby zdrowia. 90% jej absolwentów wzięło udział w II wojnie światowej, dowodząc swego organizatorskiego i medycznego kunsztu. 34 spośród nich zostało odznaczonych Orderem Virtuti Militari.

Do tych samych wniosków doszły polskie władze emigracyjne, tworząc w 1941 r., mający status uczelni wojskowej, Polski Wydział Lekarski przy Uniwersytecie w Edynburgu. Wielu jego absolwentów ratowało życie spadochroniarzom dywizji gen. Stanisława Maczka.

Pięć lat musiało natomiast minąć w powojennej Polsce, nim ówczesne władze polityczne i wojskowe nabrały przekonania, że felczerzy, czy wcieleni do służby okresowej lekarze cywilni, nie spełniają - bo nie potrafią lub nie mają do tego serca - podstawowych wymogów, które stawia się przed wojskową służbą zdrowia. Podobnym koncepcyjnym niewypałem był pomysł utworzenia przy kilku akademiach medycznych kompanii i batalionów akademickich. Przyjęto błędnie, że rozpoczynający studia stypendyści wojskowi - bo w gruncie rzeczy do takiej formy system ten się sprowadzał - z ochotą pójdą po studiach do wojska, nie próbując wcześniej wszelkimi sposobami zmienić swego statusu na taki, który daje gwarancje swobodnego wyboru miejsca pracy. Dopiero po utworzeniu w Łodzi w 1949 r. Fakultetu Wojskowo-Medycznego, a dziewięć lat później Wojskowej Akademii Medycznej, zaznaczył się wyraźnie stopniowy wzrost jakości i liczebności kadr medycznych w służbie zdrowia WP. To nie jedyny pozytywny efekt tych decyzji. Funkcjonowanie uczelni sprzyjało powstawaniu wielu renomowanych, nie tylko w kraju, wojskowych instytucji naukowo-badawczych i ośrodków klinicznych.

Po 50 latach kształcenia lekarzy wojskowych w odrębnym ośrodku naukowo-dydaktycznym, w którym student-podchorąży zdobywa wiedzę nie tylko medyczną, ale także wojskowo-medyczną i ogólnowojskową, wstępujemy do Paktu Północnoatlantyckiego z równie dobrze przygotowaną, jak u naszych przyszłych natowskich partnerów, kadrą lekarzy wojskowych. Wysoko notowaną w rankingach społecznego uznania i zaufania.

Mimo, wydawałoby się nie wymagających udowodnienia korzyści, jakie daje sprawdzająca się przez pół wieku zasada pozyskiwania lekarzy wojskowych - od 6 lat w dyskusji dotyczącej kształtu wyższego szkolnictwa wojskowego coraz mocniej akcentowana jest opinia, że Wojskowa Akademia Medyczna jest zbędnym balastem ekonomicznym dla naszych Sił Zbrojnych. Uporczywie jest wygłaszana teza, iż armii nie stać na WAM. Jeżeli tak, to należałoby ją sformułować konkretniej: armii nie stać na dobrych z punktu widzenia jej potrzeb lekarzy i organizatorów wojskowej służby zdrowia.

Tak kategorycznego poglądu nie należy rozumieć jako deprecjacji medycznego profesjonalizmu absolwentów cywilnych akademii medycznych. Rzecz w tym, że specyfika zawodu oficera-lekarza jest na tyle odmienna, iż wymaga zasadniczo różniącego się procesu kształcenia i wychowania adeptów do wojskowej służby zdrowia. Na czym owa specyfika polega?

Można przyjąć, że cywilna uczelnia medyczna wyposaża absolwentów w wiedzę specjalistyczną, wystarczającą do pełnienia stricte lekarskich obowiązków w jednostce. Należy jednakowoż wziąć pod uwagę, iż - jak napisał gen. dr Stefan Hubicki, pierwszy komendant Wojskowej Szkoły Sanitarnej: "Zadaniem lekarza cywilnego jest leczyć chorego, zadaniem lekarza wojskowego - nie pozwolić zdrowemu zachorować".

Jaki zespół działań sprzyja osiągnięciu takiego efektu o tym naucza uczelnia wojskowa - permanentnie przez całe studia. Zakłada się, iż sprawę uzupełnienia wiedzy wojskowej u absolwentów cywilnych akademii można rozwiązać przez organizowanie dla nich kilkumiesięcznych podyplomowych kursów aplikacyjnych. Jednak system taki gubi jeden z najistotniejszych elementów kształcenia kadry oficerskiej, jakim jest wychowanie. I tu dochodzimy do istoty sprawy: podstawowa różnica pomiędzy uczelnią cywilną a wojskową polega na treściach, nasileniu i sposobach oddziaływania wychowawczego na studentów. Na przydawaniu w tym procesie szczególnego znaczenia takim wartościom jak poczucie dyscypliny, odpowiedzialności i honoru oraz właściwego korpusom oficerskim wszystkich armii esprit de corps - tego poczucia szczególnej więzi w społeczności zawodowych oficerów. Ta funkcja uczelni wojskowej nie jest zinstytucjonalizowana w uczelniach cywilnych. Co więcej, kreowany w nich system wartości nie zawsze niesie te treści, które winny być preferowane i pożądane dla zawodowego wojskowego.

Raz jeszcze posłużę się wypowiedzią gen. Hubickiego, który 75 lat temu trafnie skonstatował, iż ...lekarz wojskowy musi być nie tylko dobrym specjalistą, musi nadto posiadać wszelkie cechy żołnierza, musi dobrze sobie uświadomić życie żołnierza i wczuć się w warunki tego życia, musi umieć spełniać rozkazy i umieć je dawać, musi potrafić zapanować nad zbiorowiskami ludzkimi i nad okolicznościami. Lekarz wojskowy, zawodowy, musi umieć zawsze i wszędzie stawiać dobro armii ponad swoje osobiste interesy". Te cechy u swojego podchorążego kadra dowódcza i naukowo-dydaktyczna Wojskowej Akademii Medycznej kształtuje z powodzeniem przez cały okres studiów.

Bardzo ważna, w tym kontekście, jest nie tylko możność kreowania pożądanych cech u przyszłego oficera-lekarza, a również kompetentnej oceny jego przydatności do zawodowej służby wojskowej. Służy temu obserwacja bieżących postępów, zachowań i reakcji podchorążych w toku różnorodnych zamierzeń służbowych, a wnioski z niej racjonalizują politykę kadrową w wojskowej służbie zdrowia.

Warunkiem skuteczności takich działań jest sprawny i profesjonalny system wychowawczy oraz autonomia uczelni w procesie selekcji studentów w ich drodze do dyplomu. Nie mogą one być skuteczne i tak pogłębione podczas podyplomowej aplikacji do pracy w strukturach wojska. Absolwenci cywilnej uczelni, deklarujący chęć podjęcia pracy w charakterze lekarza wojskowego, to mężczyźni w wieku powyżej 25 lat - w pełni ukształtowani pod względem charakterologicznym, z określonymi nawykami i uformowanym systemem wartości: często odbiegającym od tego, który należałoby rozwijać u przyszłych oficerów lekarzy. Przyjmowanym natomiast do wojskowej uczelni 19-20 - latkom można jeszcze wpoić przekonanie o konieczności poddania się rygorom wojskowej dyscypliny, stworzyć warunki doskonalące odporność psychiczną na trudy służby oraz rozwijające umiejętność podejmowania odważnych, trafnych i szybkich decyzji - cechy niezbędne u każdego oficera, również tego, który musi chcieć i umieć organizować oraz nieść pomoc medyczną nawet w ekstremalnie trudnych warunkach.

Przedstawione do tej pory walory kształcenia oficerów lekarzy w wojskowej uczelni nie są w zasadzie podważane przez zwolenników likwidacji WAM, a linia argumentacji za zmianą sposobu ich naboru zmierza do wniosku, iż system aplikacji lekarzy cywilnych do wojskowej służby zdrowia nie obniży znacząco efektywności i jakości ochrony zdrowia żołnierzy w czasie pokoju i potencjalnego konfliktu zbrojnego. Niesie on ze sobą natomiast, ich zdaniem, wymierną korzyść w postaci obniżenia kosztów pozyskiwania lekarzy wojskowych. Nie dostrzega się przy tym problemu liczby chętnych do pracy w tym charakterze, gdyż, jak się sądzi, na przyszłym rynku pracy lekarzy cywilnych wystąpi zjawisko głębokiego bezrobocia i wobec tego nie zbraknie absolwentów cywilnych akademii deklarujących chęć zatrudnienia się na etatach medycznych w wojsku.

Trudno jednak założyć, by oferta dawana przez wojsko była konkurencyjna pod względem atrakcyjności dla najzdolniejszej części absolwentów akademii medycznych. Nawet jeżeli przyjmiemy, iż praca na wojskowym etacie kusi stabilnością i gwarancją stałości dochodów, to pozostałe uwarunkowania nie są zachęcające. Chociażby takie, jak konieczność pracy w małych aglomeracjach (często w tzw. zielonych garnizonach), z utrudnioną możliwością rozwoju zawodowego i podjęcia praktyki prywatnej; nierzadkie wyjazdy na poligony i ćwiczenia; służba na zasadzie pełnej dyspozycyjności, czy wreszcie relatywnie niska pensja.

Prowadzone sondaże wśród absolwentów cywilnych akademii medycznych odbywających w WAM szkolenie w ramach Szkoły Podchorążych Rezerwy dały następujące wyniki: na 138 spośród nich, jedynie 2 wykazało zainteresowanie zawodową służbą wojskową, a i to pod kilkoma warunkami (wybór miejscowości, dobre warunki mieszkaniowe, gwarancja pracy w szpitalu po pięciu latach pracy w jednostce).

Czy wobec tego zakładanie, iż do wojskowych organów kadrowych ustawi się po likwidacji WAM długa kolejka chętnych nie jest słownikowym wishful thinking?

Czy nie należy z góry przewidzieć, że nabór do pracy w wojskowej służbie zdrowia będzie miał charakter selekcji negatywnej, bo zgłaszać się będą do niej tacy, którzy do wyboru mają wojsko albo bezrobocie?

Czy chcemy mieć oficerską kadrę medyczną złożoną ze średniaków, a w konsekwencji doprowadzić do zniweczenia budowanego przez dziesiątki lat wizerunku lekarza wojskowego, oddanego choremu dyspozycyjnego fachowca?

Czy można z pełną odpowiedzialnością podjąć decyzję o rozwiązaniu uczelni nie prowadząc rzetelnej symulacji jej skutków, trwając w złudnym przekonaniu, że jakoś to będzie?

Jak wreszcie można z tych rozważań wyłączyć inne ważne funkcje, które pełni Wojskowa Akademia Medyczna? A mianowicie. jest ona prężnym ośrodkiem naukowo-badawczym stymulującym rozwój wielu dziedzin z zakresu medycyny ogólnej i wojskowej, a także uczelnią integrującą działalność naukowo-badawczą wojskowych instytutów zajmujących się naukami medycznymi, specyficznymi dla armii (medycyna morska i lotnicza, medycyna katastrof). Ponadto prowadzi szkolenie w ramach kursów doskonalących komendantów i ordynatorów szpitali wojskowych, szefów służby zdrowia oddziałów wojskowych i dowódców pododdziałów medycznych, a także kursy specjalistyczne podoficerów sanitarnych i sanitariuszy. Przeszkala również rezerwy medyczne naszych Sił Zbrojnych oraz wykonuje szereg zadań mobilizacyjnych.

W tym miejscu należy postawić pytanie, do którego zmierza dotychczasowy wywód - czy myślenia o przyszłym systemie pozyskiwania lekarzy wojskowych nie należy ukierunkować na poszukiwanie takiego modelu funkcjonowania Wojskowej Akademii Medycznej, w którym z jednej strony zachowa ona swą tożsamość gwarantującą przeniesienie tego, co do tej pory sprawdziło się, a z drugiej strony - w pełni dostosuje swoją strukturę oraz potrzeby budżetowe do aktualnych możliwości ekonomicznych Wojska Polskiego?

Kierownictwo uczelni opracowało i wprowadziło w życie realistyczny program reformowania Akademii, który ma dużą szansę sprostać stojącym przed nią wyzwaniom. Jego podstawowym założeniem jest doprowadzenie, przy zachowaniu niezbędnego potencjału naukowo-dydaktycznego oraz wysokiego poziomu dydaktyki i efektywności procesu wychowania, do radykalnego zmniejszenia kosztów uczelni, obciążających budżet Ministerstwa Obrony Narodowej.

Jednym z najistotniejszych zamierzeń programu jest otwarcie na uczelni nowych kierunków studiów, funkcjonujących na zasadach komercyjnych. I tak: a) od października 1998 r. 220 absolwentów licencjatów podjęło dwuletnie studia magisterskie na kierunku "zdrowie publiczne", a w przyszłości uczelnia jest w stanie zapewnić kształcenie na nim około 600 słuchaczy; b) w 1999 r. ponad 100 osób rozpocznie w Akademii trzyletnie studia doktoranckie; c) od października bieżącego roku rozpocznie działalność kolejny komercyjny kierunek "fizykoterapia" - są to pięcioletnie studia magisterskie, na które uczelnia może przyjąć 350-400 studentów; d) uczelnia zamierza w tym roku rozpocząć rekrutację na Wydział Lekarski kilkudziesięciu studentów z zagranicy. W rezultacie za dwa, trzy lata WAM może kształcić na Wydziale Lekarskim i pozostałych kierunkach razem wziętych około 1500 osób, którym zapewni wymagany poziom procesu dydaktycznego oraz odpowiednie warunki socjalno-bytowe.

W ramach prowadzonej restrukturyzacji uczelni usamodzielniono finansowo Szpital Kliniczny, Specjalistyczną Wojskową Przychodnię Lekarską, Przychodnię Sportowo-Lekarską oraz szereg komórek logistyczno-technicznych. Ponadto, po przyjęciu przez MON pewnych uregulowań prawnych, proponowanych przez Akademię, budżet uczelni może być zasilany częścią zysku pochodzącego z działalności usługowo-leczniczej. Znaczące obniżenie kosztów utrzymania uczelni jest rezultatem trwającego od 1992 r. procesu dostosowywania jej struktury etatowej do zmniejszającej się liczby studentów. Do 1999 r. akademia zmniejszyła swój stan etatowy o 50% i planuje dalszą redukcję stanowisk. Kierownictwo WAM zamierza tym samym, na drodze ewolucyjnej, dojść do tego, że będzie to uczelnia elitarna a zarazem niekosztowna.

Do wyliczonych sposobów pozabudżetowego zasilania działalności akademii oraz efektów programu oszczędnościowego należy dodać te środki, które pozyskiwane są lub będą w ramach wydzielonej działalności gospodarczej, a także otrzymywane z darowizn na rzecz Fundacji WAM.

Tak szeroko zakrojony program reformowania uczelni pozwoli w przekonaniu jej kierownictwa zmniejszyć w ciągu dwóch lat roczną dotację z MON do relatywnie niedużej kwoty 16 mln zł. Program ma znamiona spójności, konkretności i realności jego przeprowadzenia. Czy wobec tego, zamiast łudzić się szczególną opłacalnością likwidacji akademii, nie trzeba dać szansy tym, którzy na podstawie rzetelnych analiz twierdzą, że możliwa jest prawie pełna samodzielność finansowa uczelni - przy zachowaniu jej zdolności do tak najlepszego wykonania zadań na rzecz Sił Zbrojnych?

Przeświadczenie o taniości alternatywnych sposobów pozyskiwania lekarzy wojskowych jest złudne, gdyż i aplikacja cywilna absolwentów, i utworzenie wojskowego wydziału przy Akademii Medycznej, a także fundowanie stypendiów dla kandydatów do wojska wymaga również dużych nakładów finansowych. I chyba nie najistotniejsza, w tym kontekście, jest odpowiedź na pytanie: z kieszeni którego resortu miałyby one pochodzić? Budżet państwa jest jeden.

System kształcenia lekarzy wojskowych dla Budeswehry opiera się na finansowaniu przez armię studiów na uczelniach cywilnych, zakończonych kilkunastomiesięczną aplikacją w monachijskiej Akademii Medyczno-Sanitarnej. W efekcie służby zdrowia armii niemieckiej pozyskuje do pracy lekarza wojskowego po dziewięcioletniej edukacji. Kierownictwo tej uczelni zapoznane z naszymi doświadczeniami w tym zakresie wielokrotnie podkreślało, iż nakłady Bundeswehry na kształcenie oficerów lekarzy są znacznie wyższe niż w naszym MON.

Nie wszystkie korzyści dają się jednakowoż przeliczyć na pieniądze. Istnieją wartości nieprzeliczalne. Należy do nich siedemdziesięciosiedmioletnia tradycja wyższego szkolnictwa medycznego w Wojsku Polskim. Jest nią sama uczelnia, jako symbol jednoczący absolwentów WAM i jej poprzedniczek, a także jako uczelnia wyjątkowa w swym charakterze wśród łódzkich szkół wyższych.

Łodzianie są dumni z posiadania w swoim mieście wojskowej szkoły powszechnie uznawanej i służącej od 40 lat wieloraką, zwłaszcza medyczną, pomocą społeczeństwu regionu. Świadczą o tym spontaniczne wyrazy poparcia w obronie akademii.

Kierownictwo uczelni w okresie ostatnich miesięcy miało okazję wielokrotnie odbierać deklaracje pomocy i solidarności w działaniach na rzecz jej utrzymania. Zapewnienie o poparciu złożyło wiele instytucji oraz gremiów, do których należą m.in.: Kolegium Rektorów Szkół Wyższych w Łodzi, Sejmik Wojewódzki, Rada i Zarząd Miasta, Oddział Łódzki PAN, a także większość senatorów i posłów (obecnych i byłych) z Ziemi Łódzkiej.

Obrona racji istnienia Wojskowej Akademii Medycznej nie jest tylko prawem jej włodarzy oraz Łodzian, ale i obowiązkiem. Jest wyrazem szacunku dla tych, którzy przez 40 lat budowali jej potencjał naukowo-dydaktyczny, dla wszystkich oficerów i lekarzy noszących jednoczącą ich odznakę absolwenta, dla oficerów-lekarzy, którzy oddali swe życie na frontach II wojny światowej. Jest obowiązkiem wobec siedemdziesięciosiedmioletniej tradycji wyższego szkolnictwa medycznego w Wojsku Polskim. Obowiązkiem podyktowanym świadomością szczególnego zagrożenia, gdyż intelektualny i materialny dorobek, którego egzemplifikacją jest Wojskowa Akademia Medyczna zniszczony jednym pociągnięciem pióra, będzie nie do odtworzenia.

Z wyrazami głębokiego szacunku
senator Andrzej Ostoja-Owsiany


Spis oświadczeń, odpowiedź, następne oświadczenie